Wcześniej niż świętą, była niezwykłą kobieta. Inteligentna, ładna, wrażliwa, miała wszystkie przymioty, by odnieść sukces na każdym polu. Jej rodzice, Louis Martin i Zelie Guerin, byli bardzo religijni. W młodości zamierzali wybrać życie zakonne. Rodzina Martin miała pewną wizję, według której świat dzieli się na dobrych i złych. Byli oczywiście patriotami, związanymi z monarchią i bez szczególnej otwartości w kwestiach społecznych. Z drugiej strony, ideały tej rodziny wcale nie pokrywały się z tymi, jakie miała przeciętna rodzina mieszczańska. Uczono w niej wielkoduszności wobec ubogich; powołanie zakonne było uważane za nieosiągalny cel; cierpienie rozumiano jako zasadniczy składnik życia, należało je - ofiarować - , a nie znosić; wyrzeczenie i umartwienie miały pierwszoplanową rolę.
Środowisko rodzinne, zdominowane przez matkę, było - krótko mówiąc - normalne. Matka kochała dzieci. W 1872 r. napisała; urodziłam się, aby je mieć. W wychowaniu córek była ambitna. Jak podkreśliła - Chciałam mieć córki doskonałe. Dlatego we wszystkich była silna dawka rywalizacji. Każda z sióstr pragnęła stać w centrum uwagi. Każda musiała wyróżniać się inteligencją i samokontrolą. Toteż Leonia nie była nigdy akceptowana, ponieważ była uważana za gorszą od pozostałych.
Teresa od razu okazała się dziewczynką przedwcześnie dojrzałą; o dużym intelekcie (w wieku trzech lat nauczyła się alfabetu), a przy tym szczęśliwą - to były jej dwie cechy, które można wydobyć ze źródeł autobiograficznych. Miała jednak silną wolę i była uparta. Przed niczym się nie uginała. Rodzina szybko okryła się żałobą. Matka zmarła w nocy 28 sierpnia 1877 r. Ojciec z córkami przeniósł się wkrótce do Lisieux i dla Teresy zaczął się okres próby. Wyznała później; - Mój szczęśliwy charakter całkowicie się zmienił po śmierci mamy; wcześniej żywa i ekspansywna, stałam się nieśmiała i łagodna, nadmiernie wrażliwa. Kiedy siostra Paulina w 1882 r. wstąpiła do Karmelu, dla Teresy był to dramat; kolejny raz straciła matkę. Rozchorowała się. Dała w ten sposób odczuć, że chce na nowo stać się dzieckiem, co wskazuje na pewne opóźnienie w rozwoju uczuciowym. Została uzdrowiona przez uśmiech Matki Bożej (13 maja 1883 r.). Podczas pierwszej Komunii świętej (8 maja 1884 r.) doświadczyła poczucia bycia kochaną; - To był pocałunek miłości, czułam się kochana i miłowałam także; Kocham Cię, oddaję się Tobie na zawsze. Nie było pytań, żadnych walk, żadnych ofiar. Od długiego czasu Jezus i mała Teresa patrzyli na siebie i rozumieli się... Tego dnia było już nie tylko spojrzenie, ale też złączenie; nie byli już dwojgiem, Teresa znikła jak kropla wody w oceanie.
Podczas każdego święta Teresa przystępowała do stołu Pańskiego, co w tamtych czasach było raczej rzadkością. W dniu bierzmowania otrzymała siłę do cierpienia, gdyż - zwierza się - szybko miało się zacząć męczeństwo mej duszy. Płakała z byle powodu. W końcu na skutek ciągłej migreny musiała opuścić szkołę. Wkrótce - straciła - też Marię, która również została karmelitanką; Gdy tylko się dowiedziałam o decyzji Marii, postanowiłam nigdy więcej nie szukać rozrywki ani przyjemności na tej ziemi. Tymczasem zdarzyło się coś pozornie banalnego. Teresa zbliżała się do osiągnięcia 14 wiosny życia, progu dorosłości, i jak każdego roku czekała na prezenty na Boże Narodzenie. Wróciwszy po pasterce, usłyszała ojca, który szeptał; Dobrze, że to już ostatni rok. Celina zobaczyła łzy rozczarowania w oczach siostry. Poradziła jej, by nie schodziła do salonu. Ale Teresa nie jest już tą samą, Jezus odmienił jej serce. Powstrzymując łzy, zeszła ponownie i przezwyciężyła się. Zdołała - radośnie - wyciągnąć prezenty; Tata się śmiał... a Celinie wydawało się, że śni... Teresa odnalazła siłę ducha, którą straciła, gdy miała niespełna 5 lat, i od tej pory miała ją zachować na zawsze.
Było to ważne wydarzenie, ponieważ wyznaczało koniec - dzieciństwa - Teresy. Stała się kobietą. I od razu otrzymała dar - płodności - . Jej pierwszym - dzieckiem - był skazany na śmierć anarchista, który w momencie egzekucji dał oznaki opamiętania. Teraz znajdowała się poza - ciasnym kręgiem - . Jej prośba o wstąpienie do Karmelu nie była już chęcią pójścia za Pauliną i Marią, ale wynikiem autentycznego powołania misyjnego. Chciała być misjonarką apostołów i niewierzących. Po wielu trudnościach, 9 kwietnia 1888 r. wstąpiła do wybranego zakonu. Odnalazła równowagę ducha, która jej już nie opuściła. Jednocześnie nie miała złudzeń; Znalazłam życie zakonne takim, jakie je sobie wyobrażałam. Bliskość sióstr nie mąciła jej spokoju. Matka Maria Gonzaga traktowała ją surowo, ale nie była przez to prześladowczynią. W czasie procesu beatyfikacyjnego przesadnie przedstawiono postać tej kobiety - niewątpliwie wybitnej osobowości. Miała szlacheckie pochodzenie, była autorytarna, zaborcza, przywiązana do krewnych, do swojej funkcji (pełniła obowiązki przeoryszy, częściowo na przemian z Pauliną, przez 22 lata) i do swego kota Miry. Cierpiała na psychozę depresyjną, ale była także oświecona. Podziwiała młodą siostrę i to ze wzajemnością. W czasie przeprowadzonych w klasztorze wyborów Teresa nie opowiedziała się ani za matką Gonzagą, ani za swoją siostrą Pauliną. Nie przywiązywała się do żadnej z osób.
Tymczasem gwałtownie pogarszał się stan zdrowia ojca. Miażdżyca tętnicza wyniszczyła - króla - Teresy, który przez 3 lata musiał być zamknięty w domu opieki. Ona, właśnie przygotowująca się do profesji, bardzo to przeżywała. Jej rekolekcje były jałowe. Jednakże postępowała naprzód z niewiarygodną pewnością, o czym może świadczyć między innymi jej kaligrafia, która w tym czasie stała się wyprostowana. Do tamtej pory z posłuszeństwa pisała ukośnie. Zgłębiała też Stary Testament (a Biblia nie była wtedy do dyspozycji zakonnic) i odnalazła w nim biblijne fundamenty - małej drogi. Wraz z siostrą Celiną ofiarowała się Miłości miłosiernej - nie Bogu Sędziemu ale Bogu Dobremu. Pisała wcześniej do Celiny; Dzień karmelitanki przeżyty bez cierpienia jest dniem straconym. Teraz natomiast stwierdziła; Nie pragnę już cierpienia ani śmierci.
Teresa do głębi żyła życiem karmelitanki, rygorystycznie przestrzegając Reguły. W noc Wielkiego Czwartku 1896 r. zauważyła pierwszą krwawą plwocinę gruźliczą - znak, że wieczność jest blisko. Ale największą próbą było dla niej nie słabnące zdrowie, lecz - noc - ducha, która ogarnęła ją na 18 miesięcy. Cieszyłam się wówczas wiarą tak żywą, tak jasną, że myśl o Niebie wypełniała całe moje szczęście, nie mogłam uwierzyć, że istnieją bezbożni, którzy nie mają wiary. Myślałam, że mówią wbrew swojej myśli, negując istnienie Nieba, pięknego Nieba, gdzie sam Bóg chciałby być ich wieczną nagrodą. Choć wycieńczona wcześniejszymi próbami, czuła się dotąd jeszcze względnie szczęśliwa. Teraz sam Pan się ukrywał i dawał jej do zrozumienia, co znaczy istnieć bez Boga. Doświadczyła tego nie przez spotykanie się z ateistami, ale w ciążącym nad nią milczeniu Boga zrozumiała stan ateisty; (Bóg) pozwolił, aby dusza moja została przeniknięta najgęstszymi ciemnościami, i aby myśl o Niebie, dla mnie przesłodka, była już dla mnie jedynie walką i udręką. Chcąc zaś wytłumaczyć matce Gonzadze, co się z nią dzieje, dodała; Trzeba samemu przejść przez ten mroczny tunel, by zrozumieć jego ciemność.
Teresa, kwiat zrodzony zimą w spowitym mgłą miasteczku, nigdy nie mogła zakosztować radości zimy okrytej słońcem. W czasie tej próby osobiście przeżyła z jednej strony to, że ciemności nie są zdolne przyjąć Chrystusa, Światłości świata, z drugiej zaś - ona sama w swej wierności była odgałęzieniem tych ciemności, które zostawiły jednak miejsce dla prawdziwego światła oświecającego każdego człowieka, który przychodzi na świat. Innymi słowy, w czasie - nocy - Teresy ciemności pragnące zdusić światło niejako zmieniły swój bieg. W niej, która poprzez mistyczną próbę zasiadała - za stołem grzeszników -, dokonała się droga powrotna ciemności, które wreszcie wyszły na spotkanie światłu.
Próba była jak więzienie. Straszne myśli kotłowały się w jej głowie; Można tak bardzo kochać Boga i Świętą Dziewicę, a zarazem mieć tyle myśli!... Ale ja się nie zatrzymam. Doszła do skrajnej rozpaczy, widząc wręcz wyzwolenie w samobójstwie; Gdybym nie miała wiary, zabiłabym się, nie wahając się ani przez chwilę. Teraz już pokonała wszelkie ludzkie ograniczenia; Zapewniam was, że kielich jest pełny po brzegi. Krótko wcześniej napisała; Od długiego już czasu nie należę już do siebie samej, ofiarowałam się całkowicie Jezusowi, On jest więc wolny, by uczynić to, co zechce. U szczytu oschłości pozbawionej widzeń, być może dlatego, że - bóstwo nie potrafiłoby się ukazać z zewnątrz jej pełnej już duszy (H. Bergson).
Jednocześnie wyznała, że w niedługim czasie ma zacząć swoją misje; Moja misja wkrótce się zacznie, moja misja sprawiania, by kochano Dobrego Boga tak, jak ja Go kocham, dania mojej - małej drogi - duszom. Jeśli Bóg spełni moje pragnienia, przejdę moje Niebo na ziemi aż do końca świata... Nie chcę spocząć, dopóki będą jakieś dusze potrzebujące zbawienia. Zmarła 30 września 1897 r. Jej ostatnie słowa brzmiały; Ach, kocham Go!... Mój... Boże!... Ja... Cię... kocham. Nie zmarła w ekstazie. Porzuciwszy wszystko, została z samą tylko miłością. Umieranie było dla niej tylko umieraniem śmierci. Miała 24 lata.
Doświadczenie Teresy ma coś bulwersującego. Nie została zrozumiana przez swoje współsiostry, które przesłodziły jej przesłanie. Nie została zrozumiana też przez czytelników, którzy urzeczeni - Dziejami duszy - myśleli o świętości nieco lukrowanej i łatwej. Podczas procesu beatyfikacyjnego wątpiono w heroiczność jej cnót, gdyż tak zwyczajne wydawało się jej życie. To samo można powiedzieć o syntetycznej formule - drogi dziecięctwa duchowego - formule, która nie jest Teresy ale jej siostry Pauliny i która zamiast wykazać oryginalność przesłania świętej, sprowadza je na drodze już udeptanej ścieżki.
Wynikało to ze sposobu, w jaki były wydane teksty Teresy. Edycje - Dziejów duszy - opierają się bowiem na tekście bazowym, który został obszernie poprawiony, ocenzurowany lub wysubtelniony rękami sióstr karmelitanek. Celem tej - obrony - była dokonywana w dobrej wierze ochrona pewnej interpretacji przesłania Teresy, zgodnie z linią - dziecięctwa duchowego.
Teresa przekazuje swoje przesłanie w języku - pisząc prozą lub wierszem - który w swojej rozbrajającej prostocie może być blednie odczytany. Nie używa terminów abstrakcyjnych, a jednak jest niewątpliwie nie tylko wielką świętą, ale wielką mistrzynią duchowości i nauki. Hans Urs von Balthasar mówił o - egzystencji teologicznej, jako że całe jej życie pokazało w sposób egzystencjalny nadzwyczajne prawdy. Bardziej ogólnie, istnieją święci, którzy osobiście nie byli teologami, lecz których życie - jako takie stanowi zjawisko teologiczne, zawierające żywą naukę, podarowaną przez Ducha Świętego i dlatego godną najwyższej uwagi, odpowiednią do czasów, płodną, której nikt nie może przemilczeć, gdyż jest skierowana do całego Kościoła.
Aby odpowiednio odczytać nauczanie młodej karmelitanki, nie można kłaść akcentu na pokorze i małości. Oczywiście, była przekonana, że; - ma puste ręce. Jednak przesadne podkreślanie znaczenia - małego nic - oznaczałoby wyolbrzymienie jego treści z uszczerbkiem dla Wszystkiego, którym jest Bóg. W przeciwieństwie do normalnej refleksji o dzieciństwie duchowym, dążącej do zatrzymania się nad nicością człowieka, Teresa stawia w centrum swej nauki Boga. Ale jej doświadczenie Boga nie jest tym z objawienia Księgi Wyjścia, jak u św. Katarzyny ze Sieny (Ja jestem Tym, który jestem, ty jesteś tą, która nie jest), lecz tym z Pierwszego Listu św. Jana; Bóg-Miłość. Stwierdzenie tego wydaje się banalne. Ale czym innym jest sformułowanie dogmatyczne, a czym innym postawienie całego życia na tę prawdę i wydobycie z niej kopalni zaskakujących intuicji.
Teresa odkryła, że Bóg jest Miłością, ale miłością miłosierną, która zniża się ku nicości stworzenia, by je przebóstwić, to znaczy przeobrazić w swoje - wszystko. Schematycznie można powiedzieć , że Bóg-Miłość poprosił Teresę, aby przemieniła się w Boga, czyli stała się samą miłością. W słynnym tekście Teresa oświadczyła, że jej powołanie łączy dzieła po ludzku nie możliwe do pogodzenia; karmelitanki, oblubienicy, matki, ale także powołania kapłana, wojownika, apostoła, doktora, męczennika. Dla niej, która zawsze chciała - wszystkiego -, cząstkowa realizacja była niemożliwa. Nie rozpoznawała się w pełni i wyłącznie na jednej z tych dróg. Odpowiedź znalazła u św. Pawła; Lecz wy starajcie się o większe dary, a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą (1 Kor 12,31). Lektura tego tekstu pozwoliła jej odnaleźć - odpoczynek. Istotnie, z ulga wyznała; Miłość dała mi klucz do mojego powołania. Uświadomiła sobie, że syntetyczną, kierowniczą, istotną funkcją Kościoła jest miłość, stąd słowa; w nadmiarze upajającej miłości zawołałam: Jezu, Miłości moja, wreszcie znalazłam moje powołanie. Moim powołaniem jest miłość... W sercu Kościoła, mojej Matki, ja będę miłością.
W wierszu - Żyć miłością - Teresa napisała: Żyć miłością znaczy strzec Ciebie, Słowo niestworzone! Słowo mojego Boga! Ja Cię kocham i Ty to wiesz, Boski Jezu! Duch miłości rozpala mnie swoim ogniem. Kochając Ciebie, przyciągam Ojca, którego moje słabe serce przechowuje, bez drogi ucieczki. O Trójco! Jesteś więźniem mojej miłości.
Teresa zrozumiała więc, że wielkie rzeczy, jakie się w niej dokonują, są dziełem Boga. Bycie świętym nie jest owocem wysiłku człowieka, ale jest udziałem w świętości Boga; cnoty nie są zdobyczą człowieka, ale są darem Boga. Jest, jak widać, - małą drogą -, ale jest wielkim odkryciem, które czyni wciąż aktualnym przesłanie duchowe św. Teresy od Dzieciątka Jezus.
Święci na każdy dzień
Tom VIII, s. 12-17
MODLITWY :
Św. Teresy od Dzieciątka Jezus kocham Cię i pragnę, żeby Cię kochano
Ps. Zapraszam Cię również do odwiedzenia i polubienia mojej strony zbiór modlitw na Facebooku. Dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco. Zachęcam Cię również do komentowania. Pozostaw po sobie tutaj jakiś ślad.